wtorek, 30 grudnia 2008

Własne łóżko ;)

Uznaliśmy jednogłośnie, że Weronika jest już na tyle duża, że może w końcu spać w dużym łóżku a nie jakimś tam dziecięcym ze szczebelkami ;). Co prawda wcześniej ją przetestowaliśmy zostawiając wyjęte szczebelki w łóżeczku ale na szczęście test zdała pozytywnie.Weronika budzi się niestety jeszcze w nocy i najbardziej baliśmy się jej nocnych spacerków po domu kiedy to cała reszta sobie smacznie śpi ;). Okazało się, że w nocy pomimo zapalonej maleńkiej lampeczki włożonej do kontaktu jest dla niej zbyt ciemno, żeby wyruszyć na podbój domu ;) za to nie przeszkadzało jej to już rano, kiedy to na dworze robi się widno, wtedy podreptała szybko do nas do łózka i jaka była zadowolona ;). My oczywiście też bo w końcu nie musiało jedno z nas biec do niej na zawołanie mamaaaaaaa!!!!!! "Dorosłe" łóżko bardzo jej się podoba, pościel chyba jeszcze bardziej bo non stop woła tylko lala, lala, lala.... szkoda nam się jej tylko zrobiło dziś rano kiedy Szczepan rozkręcał jej stare łóżeczko a ona kładła się i wołała: dzidzi aaaa ;(

Sesja zdjęciowa w wykonaniu naszych dzieci ;)

Nasze kochane dzieciaczki w końcu posmakowały jak to jest samemu robić zdjęcia ;) Zazwyczaj kamera i aparat to były sprzęty zakazane dla dziecięcych rączek ;), tym bardziej po tym jak Wiktor jako małe dziecko odgryzł guzik od pilota do telewizora, Weronika zaś obśliniła tacie telefon komórkowy a jeden wylądował kiedyś w sedesie ;). Ostatnio jednak tatuś stwierdził, ze czas dzieci nauczyć tego i owego o obsłudze aparatu i zezwolił na małą sesję fotograficzną. Ich obiektem miał być kanarek ale ponieważ taka okazja mogłaby się już więcej nie powtórzyć więc dzieci zaczęły od samych siebie ;)

sobota, 27 grudnia 2008

Ptaszysko ;)

Doczekaliśmy się u nas w domu też ptaka a raczej ogromnego, wrzeszczącego ciągle ;) ptaszyska - papugi!!! Ma wielki żółty dziób, upierzenie czerwone, żółte i niebieskie na skrzydłach i bardzo głośno krzyczy.....krzyki są naprawdę głośne bo wtóruje jej Wito i Wercia oczywiście ;). Mieszka u Wiktorka na ręce a noce spędza oczywiście z nim na podusi ;) Nasz nowy nabytek nie ma jeszcze imienia a skąd się wziął? Hm, Mikołaj ją przyniósł, położył pod choinką i podpisał DLA WIKTORA!

wtorek, 23 grudnia 2008

Świątecznie

Pragniemy Wam, którzy nas czytacie i oglądacie, złożyć najserdeczniejsze życzenia:
cudownych Świąt Bożego Narodzenia, rodzinnego ciepła i wielkiej radości, pod choinką zaś dużo prezentów, a w Waszych duszach wiele sentymentów. Świąt dających radość i odpoczynek, oraz nadzieję na Nowy Rok, żeby był jeszcze lepszy niż mijający 2008
- jupajki i kitaje ;)

Rowery dwa!

Za oknem zima ale to nam wcale nie przeszkadzało, żeby zakupić Wiktorowi rower i jeździć nim po mieszkaniu ;). Wiktorek w końcu doczekał się swojego trzykołowca "Reksio" a Weronika swój trzykołowiec odziedziczyła ;). Na wiosnę dzieci będą mogły pomykać swoimi rowerkami po naszych bocznych dróżkach a póki co jeździmy po mieszkaniu. Nasze mieszkanie nie jest co prawda małe ale jazda dwoma rowerami to jednak nie lada wyczyn nie wspominając o kącie dla sprzętu ;)

sesja rowerowa ;)




Jasełka

16-grudnia dzieci wystawiały jasełka. nasz synek był liskiem ;) chytruskiem ;).
Dzieci był bardzo przejęte, ich pierwszy kontakt z taką publicznością i mikrofonem był słodki ;). Nie sądziłam, że jak na pierwsze jasełka wypadną one tak ślicznie a dzieci tak profesjonalnie zagrają swoje role, gorzej z przygotowaniem pań prowadzących, które miałam wrażenie, że też robią to pierwszy raz ;(.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Nie ma jak dziadek ;)

Wiadomo, że dzieci kochają zwierzątka i większość dałaby się za nie pokroić ;) Nasz syn od małego uwielbia żywe stworzonka, sam wciela się w różne zwierzaki. Był już konikiem, pieskiem (mama uszyła uszy), kogutem - jest i grzebyk ;). mamy też w domu psa Misia, którego dzieci kochają, Weronika tarmosi go, jeździ na nim jak na koniu. Na wysokości zadania stanął jednak dziadek ;) spełniający wszelkie zachcianki wnucząt. Zmajstrował dzieciom akwarium z rybkami. Pływały w nim gupiki i glonojad. Kupiliśmy więc dzieciakom ich własne rybki do dziadkowego przybytku: Weronika ma skalara a Wiktor welonkę. Żeby tego było mało....dzieci upominały się o ptaszka więc dziadziuś zakupił piękną klatkę i myk do sklepu po ....? Kanarka!!!! Ileż jest radości, moje dzieci to najchętniej w domu by tylko nocowały a całe dnie spędzały tylko ze zwierzakami ;)

piątek, 5 grudnia 2008

Mikołaj

Mikołaj mikołaj jedzie samochodem, bo gdzieś zgubił saneczki w tę mroźną pogodę ;)
Tak dzisiaj dzieci śpiewały w przedszkolu Mikołajowi. Jednak zanim Wiktor poszedł do przedszkola Mikołaj odwiedził go w domku. Przyszedł nocą, oczywiście wcześniej a to dlatego, że zamówienie było na żółte auto ze świecącymi światłami i co by to było gdyby w przedszkolu Mikołaj nie miał tegoż prezentu? Rano dzieciaki wstały i ...... Weronika niewiele zauważyła, że czekał na nią gigantyczny domek dla lalek ;), Wiktor za to zauważył worek i mówi: A co to tam jest? mamo wyjmij!
Wyciągam i za chwilę: O żółty samochód ;) a skąd on się tu wziął? Mikołaj go przyniósł czy kupiliście? Mama i tata zgodnie: Mikołaj Mikołaj ;)
W przedszkolu impreza na całego, najpierw długie oczekiwanie i nagle jest! Wchodzi Mikołaj ale bidulek potknął się o dywanik i bęc ;) Usiadł na krześle i wysłuchał co dzieci dla niego przygotowały, potem same dały mu prezent - szalik! Na koniec prezenty!!!!!!!!! I wielkie uśmiechnięte buzie ;)

~




~





sobota, 29 listopada 2008

nowe auto ;)

No i jest ;). Wymarzony samochód dla Wiktora, Weroniki i dla nas - rodzinny, przestronny Peuegot 307 SW w końcu jest nasz ;). Komfort jazdy jest niesamowity, co prawda narazie częściej jeżdżę jako pasażer ;) ale jako kierowcy też mi się super jechało. Wiktor najbardziej jest zadowolony z dachu panoramicznego, który podczas jazdy koniecznie musi być otwarty. Weronice chyba wszystko jedno chociaż jak wyszła pierwszy raz do auta i na podjeździe stał także nasz fordzik to skierowała kroki do peuegota ;) - dzieciom się podoba!!! Ja i Szczepan najbardziej jesteśmy zadowoleni z obszernego bagażnika i z możliwości łatwego wyjęcia Wiktora z fotelika ;).

piątek, 28 listopada 2008

Bal Czarodziejek i Czarodziejów czyli Andrzejki ;)






Dzisiaj miałam zaszczyt uczestniczyć w Balu Czarodziejek i Czarodziejów w przedszkolu u Wiktora ;). Przygotowywaliśmy synka od jakiegoś czasu na ten bal bo przecież trzeba było wymyślić jakiś strój czarodziejski. Wygrzebałam z szafki czarny materiał na pelerynkę i w kolorze złota na gwiazdy i uszyłam Wiktorkowi pelerynę jak się patrzy!!! Czapę kupiliśmy już w sklepie na stoisku urodzinowym i obkleiliśmy gwiazdami. Bal był bardzo udany dzieci nauczyły się czarować: czary mary hokus pokus sza sza sza....sim sala bim....potem były wróżby, dmuchanie baniek mydlanych i pokaz wszystkich czarodziejskich strojów. Oczywiście Weronika też dostała czarodziejskie okulary i czapeczkę ;)

czwartek, 27 listopada 2008

Fryzjer ;)

Zawsze piszę o dzieciach i ogólnie rodzinie jako całości ;) a dziś napisze o mnie, a co! Otóż ostatnio troszkę zaszalałam i udałam się do fryzjera, miało być też farbowanie i granatowe pasemka ;) ale skończyło się jednak tylko na strzyżeniu i..... uwaga! Pierwszy raz pozwoliłam sobie na wyprostowanie moich zakręconych włosów.....Na początku nie bardzo mogłam się przyzwyczaić do zwisających prostych ale w końcu uznałam, że jednak zakupię sobie prostownicę i będę je maltretowała ;). Oczywiście fryzurka była specjalnie na imprezkę andrzejkową, na której poszaleliśmy z mężem prawie do rana ;). Zdjęcia i relacja z imprezki następnym razem.

piątek, 14 listopada 2008

Cisza....

U nas ostatnio krążą tylko wirusy. Jako pierwszy wirusem zainfekował się Wiktor, zaczęło się kaszelkiem dość niewinnym....zaraz po nim przyszła kolej na Weronisię: mały katarek! A pewnego dnia choroba dopadła i mamusię ;) zaczęło się od niewinnego bólu gardła. Wszyscy zaczęliśmy się leczyć i leczyć i jakoś dziwnie bezskutecznie więc wybraliśmy się do lekarza po fachową poradę. Okazało się, że: Wiktora kaszelek już nie jest tak niewinny bo zszedł na oskrzela ;( i antybiotyk, córunia potwornie czerwone gardło i jakieś leki przeciwwirusowe no a mama? Ja jakieś tam na gardełko itp....Po 4 dniach zażywania leków niewiele się zmieniło u dzieci, chyba tylko to, że jakoś przyzwyczaiły się do kaszlu i ciągłego smarkania ;) Ja za to od dziś rana nic nie mówię. Pomimo mojego wielkiego wysiłku i chęci krzyku z ust wydobywa mi się jedynie szept i to jakiś taki wysilany....Mam zapalenie krtani i niestety nie mam głosu ;( Chociaż to jest chyba dobra wiadomość dla mojej rodzinki bo mama w końcu nie krzyczy i nie gada ciągle za uchem - bo pomimo moich szczerych chęci żaden dźwięk ze mnie się nie wydobywa ;(

środa, 29 października 2008

Pasowanie na przedszkolaka!!!

Jak w tytule nasz syn był już pasowany ;) Cóż to było za przeżycie dla rodziców. Tato wziął wolne od pracy ;) mama wieczorami trenowała układ taneczny i piosenkę z synem. Udało się oczywiście wszystko jak najbardziej, Wiktor szczęśliwy tańcował wśród kolegów i koleżanek do piosenki: małe czerwone jabłuszko, tańczy dziś pod drzewem z gruszką.....;) a na koniec uwiecznieniem trudu dzieciaków były medale przedszkolaka!!!! Podejrzewam, że prawie każde dziecko tak jak Wiktor pragnęło ten medal nosić non stop nawet do kąpieli i spania ;)

wtorek, 28 października 2008

Wycieczka przedszkolaków

W poniedziałek dzieci miały nie lada frajdę ;) wycieczka. Najpierw pojechaliśmy obejrzeć stadion Korona Kielce. Dla Wiktora sama jazda autokarem na przednim siedzeniu była "przednia" ;). Widział wszystko z góry i bawił się świetnie. Potem zwiedzanie stadionu. Poprowadziłam Wiktora troszkę po murawie a potem strzelaliśmy gole - dzieci czuły, że są prawdziwymi piłkarzami ;). Celem naszej wycieczki jednak był teatr Kubuś i przedstawienie: Mały tygrys Pietrek. Bajka była świetna, bardzo pouczająca a nasz synek albo podskakiwał mi na kolanach ze strachu albo zrywał boki ze śmiechu - tak czy siak atrakcji było mnóstwo. Jak już dotralismy do domu to Wito był padnięty i oczywiście zadeklarował się, że do teatru on chce przyjeżdżać i wcale mu się nei dziwię bo ja sama byłam tym przedstawieniem zachwycona.

sobota, 25 października 2008

Nie mogę "zdechnąć"...

Bardzo często w weekendy, kiedy to nie musimy rano wstawać dzieciaki wędrują do nas do łóżka ;) My wówczas dalej podsypiamy, chociaż tak naprawdę nie da się spać bo dzieci chodzą nam po głowach. Wiktor i Weronika krzyczą, bawią się no bo czy to ważne, że my jeszcze leżymy? Przecież one dawno już nie śpią ;) Dzisiaj Wercię naszło na wielkie przytulańsko i całowanie. Najpierw wyściskała rodziców, potem zabrała się za brata ;) Weszła na niego, siadła okrakiem i wtula się całym swoim ciałkiem, szukając buźki Wita i dając mu całuski ;) Witowi podobało się to ale oczywiście na krótką metę, ponieważ Weronika waży już prawie tyle co on, zaczął ją zganiać i odpychać...ona jak to ona, ani myśłi zejść jeszcze się denerwuje jak to mnie ktoś popycha ;) W końcu mówię: "Weronika zejdź z Wita bo on nie może przecież odetchnąć". Nie posłuchała, więc do akcji wkroczył tato! Udało się Wiktor oswobodzony ;) Jednak nie czekaliśmy długo jak tylko tato znów wtulił głowę w poduszkę to Weronika znów hyc na brata i znów całym ciałkiem wtulona ;) na co nasz synek: "Mamo, weź ją, ja nie mogę przecież zdechnąć ;););)

środa, 22 października 2008

Płonie ognisko w lesie ;)

Dzisiaj przedszkolaki miały nie lada frajdę. Panie przedszkolanki stanęły na wysokości zadania i urządziły dzieciom spacerek do lasu i OGNISKO. Każdy przyniósł patyczek i kiełbachę oczywiście ;), najwytrwalsi piekli sami a innym pomagali rodzice i nauczyciele. Wiktor zanim upiekłam mu kiełbaskę zapychał się chlebem :) a potem wsunął całą kiełbasę dopraszając się dokładki oczywiście z mojej części. Po jedzonku pora na....bieganie po trawce i zbieranie liści, rzucanie nimi...
Na koniec piosenka i na obiad....oj jakie te dzieci były zmordowane tym bieganiem a tu jeszcze na obiadek panie kucharki zaserwowały im na drugie danie makaron z sosem i kiełbaską ;)

czwartek, 9 października 2008

no i doczekałam się....

Nasz mały przedszkolaczek dzielnie chodzi do przedszkola, uczy się pilnie i pięknie bawi z kolegami ;) - po prostu niczego więcej nie można na tym etapie oczekiwać. A jednak ;) okazuje się, że mama w przedszkolu to zło konieczne ;). Jestem z Wiktorem w przedszkolu ponieważ mam taki układzik z dyrektorem ale bardzo często czekam po prostu na korytarzu te 2 godziny i pochłaniam książki, bo cóż można robić tyle czasu? Wychodzę zazwyczaj po zajęciach czyli malowaniu, śpiewaniu, tańcach itp. Dzisiaj zajęcia dotyczyły zdrowego odżywiania: najpierw pogadanka i pytania co też dzieci uważają za zdrową żywność. No muszę przyznać, że odpowiedzi są powalające - no oczywiście, że cukierki ;) Potem przyszedł czas na wybranie z produktów na karteczkach zdrowego produktu i pomalowanie ich. Były tam cukierki, lody ciastka i marchewka, jabłko, banan, soczek i truskawka ;). Mój syn jak zwykle zabrał się do pracy z ochotą a ja jak zwykle go pilnuję, żeby prosto siedział, żeby patrzył na kartkę jak maluje i starał się nie wyjeżdżać za linie. Moja gadka jednak trwała krótko ponieważ:
po pierwsze mój syn rzucił swoje kredki i mówi, że on to będzie malował ze wspólnego pudełka jak inni ;),
po drugie ja to mogę sobie gadać: skup się, nie wyjeżdżaj....wystarczy jedno słowo kolegi, żeby nie wyjeżdżał a Wiktor już skupiony ;),
po trzecie jak ja mówię kochanie weź czerwoną kredkę na truskawkę i mu podsuwam to on do mnie: nie ja sam bo ta kredka to piszczy, wezmę inną ;) (wcześniej była rozmowa kolegów o tym, ze kredki piszczą jak się nimi rysuje),
no a na koniec Mikołaj powiedział, że wszyscy koledzy malowali brzydko a Wiktor tylko ładnie ;).
To się doczekałam ;) koledzy ważniejsi niż mamusia a na dodatek lubią go i mają swój wspólny język co oczywiście mi odpowiada jak najbardziej tylko nie sądziłam, ze tak szybko doczekam tej chwili. Na koniec żeby nie było mi za mało tej euforii to Wiktor prawie ze łzami w oczach pyta: ale mamo? Już idziemy do domu? Jutro tu przyjdziemy prawda? Nasz kochany zuch, taka jestem z niego dumna jak sobie radzi w grupie, ze ho ho...

piątek, 3 października 2008

Dziecięce marzenia...

Któż z nas nie miał dziecięcych marzeń? Jedni chcieli być strażakami, lekarzami, piosenkarkami albo lecieć na księżyc .......
ja oprócz marzeń - kim będę jak dorosnę? - bardzo lubiłam konie. Zbierałam wszystkie pocztówki
i zdjęcia z końmi, które tylko wpadły w moje ręce. Marzyłam o jeździe konnej ale niestety to były tylko marzenia..... i tak rosłam
i rosłam a marzenia jak zwykle zresztą, zmieniały się i zmieniały ...... Nie zmieniało się tylko jedno ;) ja ciągle z sentymentem spoglądałam na konie i myślałam jak cudownie byłoby pojeździć... z czasem zaczęłam myśleć o tym jak o typowym "bziku" dziecięcym i chyba dlatego nigdy nie odważyłam się wykupić kilku jazd konnych. No.... i ..... nadarzyła się okazja zrealizować swoje małe marzenie ;) chociaż to jedno ;)
W Słupsku można było spróbować swoich sił na grzbiecie konia ;) Oczywiście, że jak mogłabym nie skorzystać ;) Oj było super ;), pomimo bólu i poobijania ud było warto i przekonałam się, że to jednak ciągle we mnie tkwiło i nie można rezygnować z żadnych marzeń - trzeba dążyć do ich realizacji a nie czekać, że może jakoś przeminą.
Największą frajdę jednak miał mój syn, który jeździ na koniu
w ramach hipoterapii od dawna i krzyczał tylko do mnie: nie bój się, nie spadniesz ;)



środa, 1 października 2008

Nareszcie w domku ;)

W końcu dotarliśmy już do domu po dwóch tygodniach lenistwa. No tak lenistwa, ponieważ jedyną pracującą osóbką był Wiktor -
i to też nie zawsze, a my? Obijaliśmy się, nudziliśmy, czytaliśmy czasopisma, patrzyliśmy w telewizor, spacerowaliśmy
i odpoczywaliśmy.....po prostu nuda i nuda (nuda tzn. żadnej pracy, zero domowych obowiązków do których przywykliśmy
i jakoś nie mogliśmy się przyzwyczaić do nic nierobienia ;)) Wito nie miał zbyt wiele zajęć, zaledwie cztery w ciągu dnia: rehabilitacja, sala doświadczania świata, konie i masaże.
W międzyczasie zabawa na świetlicy i spacerki. Pogoda nam dopisała chociaż nie było tak jak chciałam. deszczyk padał bardzo mało ale jak na złość słoneczko świeciło pięknie tylko od rana do godziny ok. trzynastej - kiedy to Wiktor akurat miał zajęcia. Popołudnia zaś - kiedy mogliśmy pospacerować - były pochmurne i wietrzne;(, oczywiście nas to nie przerażało ale to już nie to samo jak świeci pięknie słońce i grzeje nam plecki.
Oprócz leniuchowania w ośrodku wybraliśmy się do Ustki, dzieci zobaczyły morze.....oj jak wiało, dziwię się, że mnie nie porwało
i że włosy nadal mam na głowie ;). Wiktor i Weronika oczywiście poubierani jak eskimosi z czerwonymi noskami ;). Nawdychaliśmy się jodu i całe szczęście, że wróciliśmy
z wietrznej krainy zdrowi ;).
W niedzielę czyli dzień wolny od zajęć organizatorzy zorganizowali nam wycieczkę do Doliny Charlotty - cudowne miejsce, wszędzie las i woda, no i oczywiście nie mogło zabraknąć mini zoo - sarenki, jelonki, koniki i świnki wietnamskie.
Po spacerku na świeżym powietrzu przyszła kolej na wyżerkę ;). Weronika ma standardowe menu - frytki ;), Wiktor - naleśniki
z czekoladą, bananem i bitą śmietaną z owocami ;), mama - lody ;) a tata ;) dojadał po dzieciach ;).
Jedno po tym wyjeździe jest pewne - przytyliśmy ;). O ile naszemu synkowi to służy to nam już niekoniecznie ;(. teraz jednak trzeba zabrać się ostro do pracy i pewnie znów zrzucimy te brzuszki ;) byle nie na kolana ;).
A pod spodem mała sesja zdjęciowa ;)

rehabilitacja





konie...